Odcinek 14 | Kobieta uWażna

Skąd u Natalii zamiłowanie do siatkówki? Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się kariera siatkarki? Jakie cechy charakteru sportowca pomagają w karierze biznesowej? Jak realizuje się w projektach R&D w EXATEL?
A także o granicach wytrzymałości, o tym jak uodpornić się na krytykę innych, wyjść silniejszą i wyciągnąć pozytywne doświadczenia.

Zapraszamy za niezwykle ciekawą rozmowę z Natalią Bamber-Laskowską

EXATELLERS to rozmowy o technologii, biznesie i trendach w obszarze telekomunikacji i cyberbezpieczeństwa. W tym podcaście rozmawiamy o tym, jak w EXATEL łączymy telekomunikację z innowacjami i dlaczego prowadzimy działania R&D tworząc własne rozwiązania. Ja nazywam się Sylwia Buźniak, jestem Senior HR Business Partnerem i do tego programu będę zapraszać ekspertów EXATEL, aby poznać kulisy ich pracy i zrozumieć, które technologie są kluczowe dla rozwoju biznesu. Zapraszam.

 

Sylwia: Dzień dobry! W  dzisiejszym odcinku moim i  Państwa gościem jest Natalia Bamber-Laskowska, ekspertka w dziedzinie rozwoju osobistego i biznesu, a także polska siatkarka, dwukrotna reprezentantka Polski na Mistrzostwach Europy. W EXATEL Natalia jest Scrum Masterką i na co dziś pracuje z zespołami wytwórczymi przy naszych projektach R&D. Cześć Natalia!

Natalia: Dzień dobry.

Sylwia: Natalia, Twoje doświadczenie i cała historia są bardzo interesujące i chciałam się dzisiaj skupić na pewno na wątku Twojej kariery sportowej i jej wpływie na życie i karierę biznesową. Czy Twoja kariera sportowa miała w ogóle wpływ na obraną drogę zawodową i podejście do życia?

Natalia: Tak. Z perspektywy czasu myślę, że byłoby dziwne, gdyby nie miała. Już w wieku 15 lat wyjechałam z mojego rodzinnego miasta i zaczęłam swoją przygodę z siatkówką. Nie dlatego, że byłam wpatrzona w jakieś siatkarki. Wręcz przeciwnie – w podstawówce poszłam do klasy sportowej, bo byłam wysoka. Następnie uczęszczałam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, bo była to dla mnie opcja rozwoju. W moim rodzinnym mieście było tylko jedno liceum. Była to więc szansa na to, żeby wyjechać i zobaczyć jak to wszystko się potoczy. Powiem Ci, że ten pierwszy krok bardzo dużo mi dał, bo nauczył takiej samodzielności. Nauczył też logistycznego patrzenia na to, co się dzieje w trakcie dnia bo i szkoła była i dwa treningi dziennie. Więc na dobrą sprawę wpłynęło to mocno na to kim w tym momencie jestem. To jakim jestem teraz człowiekiem i jakich ludzi spotkałam na swej drodze, na pewno wpłynęło na to, co teraz robię.

Sylwia: Czy możesz opowiedzieć o umiejętnościach i cechach charakteru, które nabyłaś podczas swojej kariery sportowej, a które pomogły Ci w Twojej karierze biznesowej?

Natalia: Uprawianie sportu to ciągła walka o coś. To ciągła walka z rywalem, ale też walka ze swoim ciałem i umysłem. Bardzo dużo wymaga się od sportowców w sportach zespołowych. Jest to też rywalizacja w zespole, ale taka dobra rywalizacja. A czy ona będzie dobra, to zależy dużo od trenera i od tego jak poprowadzi zespół, jak go przygotuje. Podnoszenie się po każdej porażce, po każdym ciężkim dniu, gdy rano ciężko wstać z łóżka… To w znacznej mierze hartuje i hartowało mnie każdego dnia. Z czasem nie było dnia, żeby coś nie bolało. Taki jest sport wyczynowy. To cały czas granie na granicy: czy coś się zdobędzie, czy jednak kolejne raz się upadnie. Jaka jest ta granica wytrzymałości? Ile moje ciało i głowa jeszcze wytrzyma? Tak naprawdę to co mi pomaga w tej chwili, to że nauczyłam się współpracować i w pewien sposób przyjmować ocenę z zewnątrz. Wychodząc  na mecz zawsze byłyśmy poddawane ocenie jako siatkarki. Zresztą sportowcy poddawani są ocenie ze strony klubu, zarządu, kibiców, internautów, telewidzów i czasami wydaje się, że ta ocena może przytłaczać gdy coś nie idzie. Jak się wtedy podnieść? Jak z tym skurczonym żołądkiem i po przegranym meczu wejść w normalny tryb i dalej trenować, pracować, wylewać pot, żeby za parę dni  znowu wystąpić przed tą samą publicznością i dosięgnąć tych samych ocen ludzi, zespołu, trenera? Ciągła ocena… to mnie trochę zahartowało przez te 20 lat, bo człowiek chyba nigdy do końca nie jest w stanie zaakceptować tego, że ktoś ma prawo mówić jak mamy żyć, co mamy jeść, jak mamy trenować, co mamy robić w czasie wolnym. Albo ktoś ocenia nas na boisku – „mogłaś to zrobić tak, a nie inaczej”. Tylko, że to ja byłam na boisku, a nie ty. Tylu mamy „ekspertów” od wszystkiego, a tak naprawdę najmniej odzywają się ci, którzy tę ścieżkę jednak przeszli, bo wiedzą jak to boli, gdy się kogoś krytykuje. Co bardzo też podkreślałem i to mi bardzo służy w komentowaniu meczów piłki siatkowej, to że ja inaczej na te dziewczyny spoglądam.  Wiem jaki wysiłek muszą podjąć, żeby do czegoś dojść. Wiem jak ciężko wraca się po macierzyńskim. Jak ciężko się wstaje, podnosi z porażek, bo klub i trener liczyli na jakiś sukces. Bo każdy wkłada całe swoje serce, żeby ten sukces jednak był w zespole. Co zrobić, kiedy tego sukcesu nie ma?  Ale były też świetne chwilę. Pokazuję to trochę od tej złej strony, bo chcę uświadomić, że to nie tylko to, co widzimy w weekend na ekranie. To nie tylko Igrzyska Olimpijskie czy Mistrzostwa Europy, że widzimy tego sportowca właśnie w tej godzinie meczu. To jest takie review, zaprezentowanie tego, co do tej pory się osiągnęło. Ale żeby dojść do tego etapu, potrzebne jest bardzo dużo wyrzeczeń i wyzbycie się praktycznie jakiegokolwiek uczestniczenia w życiu rodzinnym (np. jeżeli chodzi o śluby, pogrzeby, chrzciny). To jest zupełnie inny świat, trochę zamknięty. Niektórym on służy, a niektórym nie.

Sylwia: Bardzo fajnie opowiedziałaś o kwestii związanej z krytyką i przepracowaniem tego, co się czyta i co się słyszy. Ile czasu Ci w ogóle to zajęło? Jak doszłaś do etapu, że przybrałaś sobie tę maskę, która pozwalała Ci godzić się z tymi informacjami, które czytałaś?

Natalia: To jest proces. Do tej pory jak się sprawdzamy w jakichś okolicznościach, to nadal pewne rzeczy dotykają. Często z oceną z którą się nie zgadzamy. Ale to kwestia jak myślimy o sobie. Mi bardzo pomogło to, że nie brałam tego jako porażkę, a jako wskazówkę. Starałam się to poprawić i patrzeć, czy może faktycznie coś w tym jest. Więc też nie traktowałam tego zero-jedynkowo, że ktoś jest przeciwko mnie. Na jakimś etapie później myślałam, że może coś się kryje pod taką krytyką i ktoś po prostu ma złe doświadczenia. W inny sposób mnie odbiera na co dzień, a tak naprawdę mnie nie zna i widzi mnie tylko raz na jakiś czas, np. na meczu. Różne informacje dochodzą, czy po meczu, czy nawet po komentowaniu.  Jak obecnie komentuję piłkę siatkową, to również spływają te dobre oceny od ludzi, że świetnie się słucha, ale również ktoś potrafi wytknąć, że w jakimś momencie się przejęzyczyłam przy nazwisku jednej z zawodniczek. Nie ma jednego sposobu. Po prostu trzeba być na tyle świadomym swojej głowy i tego jak się ma ułożone w tej głowie, żeby nie przyjmować krytyki zbyt mocno do siebie. Człowiek zawsze się będzie nią przejmował, ale może to potraktować po prostu jako wskazówkę na przyszłość.

Sylwia: Czy są jakieś wydarzenia z Twojej kariery sportowej, które szczególnie zapadły Ci w pamięć i które mogą być inspiracją dla innych?

Natalia: Takim wydarzeniem na pewno były Mistrzostwa Europy w 2005 roku, na które pojechałam z trenerem Andrzejem Niemczykiem. W ostatni momencie załapałam się do dwunastki. Nie byłam wiodącą zawodniczką, ale i tak imponowało mi, że mogę grać ze starszymi i bardziej doświadczonymi koleżankami i podpatrzeć ich warsztat. To mi bardzo dużo dało. Chyba od samego początku byłam nastawiona na naukę. Czerpanie od każdej osoby, która jest w czymś dobra tych pozytywów. Bo możemy się zgadzać z kimś, ale nie musimy akceptować  całego jego patrzenia na świat. Z każdej osoby możemy wybrać jakiś element. Na przykładzie siatkówki – jedna z zawodniczek robiła coś dobrze, albo zachowywała się po porażkach w określony sposób. Całe życie będę się cieszyć, że trener Niemczyk mi zaufał i powołał na Mistrzostwa  Europy. To było niesamowite wydarzenie. Szczególnie jak wracałyśmy i na lotnisku przywitano nas bardzo hucznie po zdobyciu tego drugiego, złotego medalu. Później posypały się też propozycje reklamowe dla każdej z zawodniczek i dla całego zespołu oraz różne wywiady. W tamtym czasie było to faktycznie dużym osiągnięciem, powtórzyć sukces z Mistrzostwem Europy. Mówi się, że zdobycie pierwszego Mistrzostwa Europy, może było trochę z przypadku, ale też ze szczęścia. Bo szczęście jest w sporcie bardzo potrzebne. Ale powtórzenie tego sukcesu, jest  już dużym osiągnięciem i nam to się udało. Co z tego wyniosłam, co mogło być inspiracją? To, by się po prostu nie poddawać i robić swoje. A może ktoś doceni, zobaczy, dostrzeże potencjał i po prostu weźmie do kadry na ME 2005.

Sylwia: Te rady mogą się odnieść do życia zawodowego i prywatnego. Warto się nie poddawać. Twój przełożony również może cię dostrzec, więc zawsze warto się starać i robić swoje. Wspomniałaś o sukcesie i był to zdecydowanie sukces zespołowy. A co dla Ciebie indywidualnie oznacza słowo sukces? Jak go definiujesz w swoim życiu?

Natalia: Nie definiuję. Nie ma u mnie takiego słowa jak sukces. Uważam, że na wszystko to co nas spotyka w życiu, zapracowujemy sobie na bieżąco każdego dnia. Albo coś idzie po naszej myśli, albo nie. Trzeba też spojrzeć pod wieloma kątami na daną sytuację i czy w ogóle rozpatrywać ją w kontekście sukcesu, jaki był punkt wyjścia, co chcieliśmy osiągnąć, co się udało i co się nie udało w tym kierunku. Tak jak u mnie nie ma słowa porażka – zawsze jest nauka, tak nie ma słowa sukces, po prostu jest proces, w którym doskonalimy się cały czas, każdego dnia. Możemy jakiś cel osiągnąć, ale czy to jest nasz sukces? Czy to ma definiować nasze życie? Raczej nie. Po prostu życia składa się z pewnych etapów, które dobrze byłoby maksymalnie wykorzystać.

Sylwia: Twoja życie było mocno poukładane i musiałaś być bardzo zdyscyplinowana, żeby spiąć wszystkie obszary życia zawodowego, prywatnego i sportowego. Jakie są Twoje sposoby na to, aby znaleźć równowagę między szeroko rozumianą pracą, a życiem prywatnym?

Natalia: To też jest trudna sprawa, bo jak coś mnie pochłonie i jest moją pasją, to bardzo ciężko mnie od tego odciągnąć. Człowiek oprócz tego, że 8 godzin pracuje, to później jeszcze myśli w jaki inny sposób można rozwiązać daną sytuację, albo gdzie znaleźć jakąś pomoc naukową albo kogo bardziej doświadczonego ewentualnie dopytać. Tutaj jest dużo elementów miękkich. Pracuję z ludźmi i każdy jest inny. O każdego potrzeby trzeba zadbać i wsłuchać się w to, co chce powiedzieć. Nie jest to łatwe, ale to co mi daje równowagę, to dłuższe spacery z psem albo wysiłek fizyczny, spacer, bieganie albo pieczenie. Uwielbiam piec, to mnie wycisza i sprawia, że łapie ten dystans i później mogę z innej strony spojrzeć na daną sytuację.

Sylwia: Czyli wciąż aktywnie uprawisz sport? Siatkówkę, czy jeszcze inne dziedziny sportowe?

Natalia: Dwa lata po tym jak skończyłam grać, nie dotknęłam ani piłki, ani nie przebiegłam kilometra. Nie robiłam kompletnie nic. To było takie przeciążenie i wypalenie zawodowe, że nawet nie wiedziałam kto w jakim zespołowe gra i nie obserwowałam siatkówki w telewizji. Był w tym wszystkim powód. Jestem po złamanym kręgosłupie. Miałam połamane oba łuki w odcinku lędźwiowym i ledwo z tego wyszłam. Ale oczywiście moja głowa twierdziła „nie, ja jeszcze pojadę na kadrę, boli, ale co tam”. To jest właśnie ta wada sportowca. Czasami trzeba walczyć o przetrwanie. Grało się z gorączką, więc myślałam że po prostu wezmę przeciwbólowe (a brałam od pół roku) i dam radę. Liga się skończyła, pojadę na kadrę. Jednak pomyślałam sobie, że zrobię jeszcze rezonans kręgosłupa, bo nie mogłam się już wychylić za pion. Okazało się, że mam roztrzaskany kręgosłup i dobrze, że nie został przerwany rdzeń kręgowy. Jeszcze jeden mecz więcej i mogłoby być źle. A tylko dlatego się trzymał, bo miałam mocne mięsnie brzucha i grzbietu. To mi dało troszeczkę do myślenia. Walka jaką później stoczyłam, żeby znowu nauczyć się biegać… Bo chodzić potrafiłam od razu po dwóch dniach i wyszłam ze szpitala o własnych siłach. Uczyłam się wszystkiego na nowo, od biegania do skakania i rzucania się po parkiecie. Na początku każde odbicie piłki i wszystko było robione z bólem. Po trzech miesiącach wróciłam do grania i to nie ważne jak… Do czego zmierzam: nagle kompletnie nierealne wrócenie do grania po operacji, później jeszcze inne kontuzje spowodowały, że już nie gram. Nawet jak spotkamy się ze Złotkami, a staramy się spotykać co roku, to dziewczyny grają, a ja obserwuję z boku, ponieważ nie jestem już w stanie grać, nawet z córką. Jestem też po operacji nadgarstka, więc ręka nie jest już tak mocna, jakbym chciała. Gdzie wiem że głowa by chciała i wiem jak miałoby to wyglądać. Wyobrażam sobie co mogłabym zrobić. I jestem przekonana, że gdybym wyskoczyła, to trzeba by było mnie zbierać z parkietu. Więc mam tego świadomość, że moje ciało nie jest już takie, jakie było kiedyś. Głowa by chciała, a jednak nie uprawiam sportu. Trzymam mój kręgosłup przy życiu, bo on mi pozwala funkcjonować. Nic już ponad to, co sprawia mi przyjemność w sporcie, już nie robię. Bo chcę z tego czerpać jednak przyjemność, ponieważ przez tyle lat jednak był to mój obowiązek.

Sylwia: Przyznam, że nie czytałam o tym wątku. Jak przepracowałaś tę kwestię i pogodziłaś się ze stanem, że pomimo tego że chciałabyś, to jednak nie możesz?

Natalia: Podeszłam do tego w ten sposób. Córka miała wtedy dwa lata więc wiedziałam, że chcę już aby cała rodzina była w jednym miejscu. Że moje ciało już nie jest takie, jakbym chciała i nie mogę dać z siebie tego, co wcześniej mogłam. Do tego doszła sytuacja, że byłam już wtedy jedną ze starszych zawodniczek, więc te młodsze to już był trochę inny świat. To był taki moment, że to ja bym mogła poprowadzić zespół, być trenerem i już bardziej mnie ten świat interesował. Ale z tego względu, że całe życie byłam na walizkach, odpuściłam. Nie zrobiłam papierów i nie jestem trenerem, chociaż dużo osób myślało, że właśnie w tym kierunku pójdę, nawet jeśli chodzi o naukę techniki dzieci i młodzieży. Byłam bardzo dobra jeżeli chodzi o technikę. Może nie miałam aż tak dużo siły jak Gosia Glinka czy Kasia Skowrońska, ale technikę miałam dość dobrą. Ale nie wybrałam tego, bo to byłyby znowu weekendy na wyjazdach, pakowanie się, rozpakowywanie, a ja już chciałam po prostu pożyć nowym, normalnym życiem. Normalnie zasiąść do stołu, zjeść obiad w weekend, wyjść na spacer z mężem i dzieckiem, wyjść do kwiaciarni, albo pójść na targ z koszykiem po świeże owoce i warzywa. Do tej pory mam dwa koszyki wiklinowe z którymi chodzę na zakupy, bo to mi sprawia przyjemność. I zaczęłam po prostu tak normalnie żyć i wiedziałam, że jakoś postaram się siebie odnaleźć. Odnalazłam się w siatkówce, to odnajdę jeszcze w innym życiu. Łatwo nie było. Potem to zachłyśnięcie się normalnym życiem w pewnym momencie się skończyło i stało się normalnością. Później przyjrzałam się jakie są moje mocne strony, czego ludzie ode mnie oczekują i z czym najczęściej do mnie przychodzą. Z tego właśnie wyszło, że zaczęłam wspierać kobiety w biznesie, jeżeli chodzi o wizerunek i rozwój. Ale również i mężczyzn. Takie sytuacje jak awanse w pracy, co trzeba zmienić, co zrobić żeby dostać podwyżkę, jak rozmawiać, w co się ubrać, jak się zaprezentować na konferencjach i będąc na tzw. świeczniku czy też jak przemawiać do słuchaczy, żeby ich nie zanudzić. Zrobiłam też parę szkoleń jeśli chodzi o prezentację. Organizowało to Polskie Radio i byli tam znakomici prowadzący. Nie wiem jak jest w tej chwili i czy nadal te kursy są dostępne. To wszystko pomogło mi właśnie we wspieraniu kobiet na tej ścieżce rozwojowej. Życie przynosi nam różne sytuacje. Jesteśmy na różnych etapach. Część kobiet miałam bardzo młodych, które chciały dopiero do czegoś dojść, a część takich, które już były paniami dyrektor, menadżerkami na wyższym stanowisku i wsłuchiwałam się również w ich potrzeby i razem dochodziłyśmy do planu, który wdrażałyśmy w życie. Jednak pandemia przyniosła dużo złego. Moja działalność gospodarcza musiała ewoluować. Nie byłam już w stanie w pewnym momencie myśleć o rozwijaniu i wspieraniu kogokolwiek, jeżeli na co dzień działy się tak złe rzeczy i walczyliśmy po prostu o życie, o naszych najbliższych. I to znowu był taki etap, że poprzestawiało mi się w głowie i szukałam swojego sposobu na to, żeby to jakie mam umiejętność i na czym wydaje mi się że się znam, w jaki inny sposób mogłabym ludziom pomóc, nadal wspierać ich w rozwoju i towarzyszyć na ścieżce zawodowej. I szukałam, aż stwierdziłam że może to dobrym wyjściem byłoby zostanie Scrum Masterem. Tak jak w Agile’u – robimy eksperyment. Poszłam na jeden kurs. Po 6 tygodniach okazało się, że przy zaliczeniu, razem z moim czteroosobowym zespołem, zrobiliśmy najlepszą aplikację, która miała być w sumie wydana. Była tak dobra i stwierdziłam okej – może faktycznie coś w tym jest, może to się sprawdzi. Zostanę Scrum Masterką. Z czasem znalazłam szkołę Brass Willow – szkołę Agile Coachów i Scrum Masterów. Wiedziałam, że to jest jedyny kierunek żeby się rozwijać, że jeden kurs jednak nic nie znaczy na dobrą sprawę jeśli chodzi o stanowisko Scrum Mastera. Professional Scrum Master I to tylko papier na dobrą sprawę. Niektórym wydaje się, że dosięgnęli nieba, ale patrząc z pewnej perspektywy, to jest dopiero mały krok. Szkoła, którą zaczęłam w czerwcu zeszłego roku, dopiero pokazuje. Pracujemy tam z mentorami, jesteśmy z nimi na co dzień w kontakcie, rozwiązujemy różne sytuacje. Raz na miesiąc się spotykamy. Mamy zjazdy, które są tak mocno naładowane energią i wiedzą oraz nastawione na wymianę doświadczeń, że ostatnio mentorka powiedziała nam, że taka szkoła tworzy w jeden rok Scrum Mastera z doświadczeniem 3-5 lat. Tak wyglądała moja ścieżka: od sportu, poprzez indywidualne wspieranie kobiet i mężczyzn na ścieżce zawodowej. Wydaje mi się, że dobrze wybrałam. Wiem, że przede mną jeszcze dużo nauki, dużo zbierania doświadczeń, słuchania mądrych ludzi. Staram się czerpać od nich garściami. Wiadomo, nie zawsze wszystko wychodzi, ale ta ambicja i jakby podejmowanie za każdym razem tych rękawic i walka o swoje marzenia, to po sporcie mi zostało i to teraz procentuje.

Sylwia:  A jeśli ktoś nie jest sportowcem, to jak ma w sobie odnaleźć tę odwagę i chęć do przebranżowienia lub wybrania dla siebie ścieżki innej, niż ta którą szedł do tej pory? Czy masz jakąś radę dla takich osób, które chciałyby zmienić swoją drogę zawodową, życiową ale po prostu tkwią, bo tak jest wygodniej?

Natalia: Nie jestem zwolenniczką wychodzenia ze strefy komfortu. Warto przyjrzeć się temu co nas otacza i zobaczyć, że jak zrobimy krok do przodu, to czy ta granica może się z czasem przesunęła. Nie musimy wychodzić ze strefy komfortu. Może z czasem, z biegiem lat i zbieranym doświadczeniem, ta strefa się jednak przesunęła dalej i możemy sobie na coś więcej pozwolić. Ważnym aspektem jest jeszcze to, na ile ktoś się sprawdził w różnych sytuacjach. Bo sprawdzamy się przy trudnych sytuacjach. Jeżeli dajemy sobie z nimi radę, to poczucie wartości w naszej głowie (czyli ta sprawczość) znacznie rośnie. Jeżeli mamy to coś i sprawdziliśmy się w różnych sytuacjach, to prawdopodobnie i z tą sytuacją  dana osoba by sobie poradziła, ale trzeba założyć, że to jest dopiero początek, że nie będzie łatwo. Po prostu z góry nie mieć oczekiwań. Ostatnio słyszałam, że najlepsze co możemy zrobić aby wyjść zadowolonym z jakiegoś warsztatu, to po prostu mieć jak najniższe oczekiwania. Bo czasem sami sobie stawiamy tą wysoką poprzeczkę i mamy bardzo wygórowane oczekiwania jeżeli chodzi o spotkania, warsztaty czy szkolenia, a później jesteśmy rozczarowani.

Sylwia: Czyli dobrze iść czasem z taką tabula rasa, tak?

Natalia: Dokładnie, zobaczmy. Jeżeli jestem wewnętrznie przekonana, że robię to dobrze, to widocznie mam do siebie zaufanie. Trzeba by sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile mam do siebie zaufanie, że to co chcę wybrać, jest dla mnie dobre. Że dam radę, nawet jeżeli mi coś nie będzie szło. Jakie są inne wyjścia? Nawet na papierze rozpisać plan A, a gdy nie wyjdzie to jaki jest plan B, plan C i realizujemy. Patrzymy, jeżeli coś nie wyszło, to co możemy zrobić innego, żeby jednak nas to przybliżyło do celu.

Sylwia: Chciałabym jeszcze nawiązać do Twojej roli Scrum Masterki w EXATEL. Jak wygląda Twoja praca na co dzień? Weszłaś do trudnych projektów, które są specyficzne, unikalne ze względu na branżę. Jest to branża telekomunikacyjna, projekty też są telco, cyber, a próg wejścia dla programistów wysoki. Czy również dla Scrum Mastera?

Natalia: Również wysoki, ale mam to szczęście, że trafiłam na fajne zespoły, które dażą mnie po wielu miesiącach zaufaniem i wyrozumiałością. Czuję się więc na tyle bezpiecznie w środowisku i mam nadzieję, że ja im również daję takie bezpieczeństwo, że możemy odważnie mówić, że czegoś nie rozumiemy lub czegoś nie wiemy. Czasami słucham moich zespołów i kompletnie nie wiem o czym mówią, bo albo mówią za szybko, albo po prostu są w takim ciągu wymiany informacji, że na sam koniec pytam: „słuchajcie, tak wysoko poziomowo – powiedzcie mi jaki mamy progres w kierunku celu sprintu?” I wtedy się śmieją: „dobrze Natalia, już ci mówimy”. Więc ja to bardzo doceniam. Staram się jak najwięcej rozumieć, ale wiem, że mogę im też w inny sposób pomóc. Więc ten świat jest faktycznie trudny-nie trudny. Kwestia oczekiwań, a ja nie mam żadnych.  Po prostu zdałam się na to, co mi zespoły przyniosą, co powiedzą, jaką otwartością się ze mną podzielą, jaką otwartość będą mieli dla mnie. Jest dobrze. Wiem, że może być jeszcze lepiej, ale mówię: życie to po prostu ciągła nauka.

Sylwia: Jakie jest w ogóle Twoje podejście do innowacyjności? Jakie kroki podejmujesz, aby rozwijać swoje umiejętności i wiedzę w tej dziedzinie? Patrząc na specyfikę naszej branży, dobrze jest rozumieć skróty którymi chłopaki i dziewczyny rzucają.

Natalia: Dokładnie! Dlatego właśnie dobre jest też to moje doszkalanie po godzinach, czytanie artykułów, słuchanie podcastów, oglądanie nagrań na YouTube. W szkole  również te techniczne rzeczy poruszamy. Dodatkowe mamy spotkania, trwające często po dwie godziny, trzy razy w tygodniu, na których możemy zadawać pytania, aby jeszcze lepiej zrozumieć, jak do tego podchodzić. Żeby z czasem umieć pomóc rozwiązać jakiś problem albo zagwozdkę, która pojawi się nagle na spotkaniu. Bo ja się nie odzywam na spotkaniu i nagle występuje jakaś sytuacja, gdzie zespół nie wie w którą stronę pójść. Wtedy jestem ja i odpowiednimi pytaniami dochodzimy do tego, co jest w danym momencie najlepsze dla zespołu. Z czasem okazuje się że to co wypracowaliśmy sobie na spotkaniu, przynosi później efekt. A to najbardziej cieszy i satysfakcja jest niesamowita.

Sylwia: A gdybym zapytała chłopaków jak im się z Tobą pracuje, jak myślisz, co usłyszałabym na Twój temat? Czy w ogóle macie już kulturę feedbacku. Słyszysz na spotkaniach retro jakiś konstruktywny feedback na swój temat, na temat swojej pracy?

Natalia: Bezpośrednio chyba nie. Bardziej osoby trzecie przekazują mi informacje. Raczej nie chciałabym tutaj przytaczać, ale jest to pozytywna informacja, co mnie cieszy. Jest też czasami jakiś zgrzyt, np. musimy przepracować z zespołem pewne rzeczy i wiem, że pewien proces który zachodzi w zespole, wymaga czasu i na początku na pewno może być opór. Deweloperzy mogą myśleć: „co ona tutaj mówi?” To jest całkowicie normalne. Dopiero czas pokazuje, czy idziemy i myślimy w dobrym kierunku. Czy jednak ta zmiana, którą ja proponuję, wyjdzie nam na dobre. Jestem nastawiona na to, że nie zawsze będzie różowo, bo jednak Scrum Master jest od zmian. Te zmiany nie zawsze są dobrze kojarzone, bo opuszczamy jednak bezpieczne środowisko. Po co robić zmianę, jak nam się to sprawdza? Jednak Scrum Master już na przyszłość myśli o zespole, o firmie, o środowisku i wie że pewne zmiany nastąpią. Jak teraz przygotować zespół na te zmiany? Powoli zacząć gdzieś tam wspominać o różnych sprawach, co na początku jest nierozerwalnie związane z oporem.

Sylwia: Zgodnie z procesem zarządzania zmianą. Zawsze najpierw jest wyparcie potem trzeba przepracować i przejść przez te cztery fazy.

Natalia: Więc w tym momencie ja będę nielubiana i to jest okej. Możemy mieć miesiąc spokoju, nie rozmawiać, przepracować to sobie, emocje się uspokoją i możemy wrócić po miesiącu do rozmowy.

Sylwia: Nawiązując do tego procesu zmiany – co byś doradziła osobom, które stoją na rozstaju dróg – czy to zawodowych czy prywatnych – żeby dodać im odwagi i otuchy?

Natalia: Przede wszystkim to zadać sobie pytanie na co się mogę zgodzić, a na co nie? Co jest akceptowalne w moim życiu, a co nie? Według jakich wartości idę? Co jest ze mną spójne, na co nie chcę sobie pozwolić i gdzie są te granice? Jak wspominałyśmy – życie składa się z pewnych etapów. Jeden etap się kończy, drugi rozpoczyna i dobrze zrobić takie podsumowanie albo wstęp, w zależności, jak do tego podejdziemy. Żyjemy jednak ze sobą na co dzień i ciężko, by codziennie nas męczyły wyrzuty sumienia, że czegoś nie spróbowaliśmy albo że zostaliśmy w takiej monotonii. Wszystko z rozsądkiem, można spróbować różnych rzeczy, ale wszystko z rozsądkiem. Przede wszystkim to na co mogę sobie pozwolić, to czego oczekuję od siebie i od swojego życia. I wtedy nam się powoli wyklaruje ten proces albo droga, którą chcemy podążać. Ale to też potrzeba czasu i nie ma co się zmuszać do pewnych rzeczy, żeby nie podejmować decyzji na szybko, tylko dać sobie po prostu czas.

Sylwia: Jedyną osobą z którą jesteśmy 24 godziny na dobę, jesteśmy my sami. Warto więc być uważnym, warto się lubić, patrzeć na siebie w lustro z życzliwością. Jak sama powiedziałaś: błędy i porażki zdarzają się każdemu. Trzeba to sobie też umieć wybaczać i mieć do siebie dużo dystansu. To była bardzo przyjemna dla mnie rozmowa, dzięki wielkie.

Natalia: Dziękuję.

Sylwia Buźniak
HR Bussines Partner
Natalia Bamber-Laskowska
Scrum Masterka, Departament R&D